To był cholernie trudny dzień. Od rana mam w sobie duże emocje. Jak mam rozgraniczyć gdzie jest pokora, a gdzie walka o siebie. Chodzi mi o kontakt z żoną. Moja niezgoda na jej stwierdzenia kwitowana jest - "Jesteś przewrażliwiony. ". Ja rozumiem poczucie winy i krzywdy które bije w nas z każdej ze stron. Poczułem przykrość dziś i zostałem olany. Tak to czuję. Nie udało się na ten temat pogadać, sprawy wyjaśnić. Kończyło się to zaognieniem sporu... Ciężko się wraca do domu po leczeniu. Teraz jest sprawdzian. Tam czułem się pewnie. Znałem zagrożenia, wiedziałem jak zaplanować i przeciwdziałać. Tutaj czuję sporo stresu, lęku. Przyszła mi myśl że to się nie uda, ale taką myśl da się szybko udusić w zarodku. Gorzej jest z tymi odciągającymi od zadań. "A może by dać sobie jeszcze czasu na nic nie robienie, jeszcze zdążysz" itp. Pomogła mi dzisiaj złość. Przekułem ją w energię. Pobiegałem, posprzątałem na ile pozwolił mi na to mój 3-letni syn. Aktualnie jest chory i został w domu. Zmusiło mnie to do zmiany planów. Ale takie właśnie jest życie, zwłaszcza kiedy ma się małe dzieci. Jutro zrobię jeszcze więcej. Jak to powiedział w niedzielę mój syn wchodząc na wielką, jak dla niego, zjeżdzalnie - "Dam sobie radę". To był piękny obrazek dla mnie. Bał się wysokości, dwukrotnie rezygnował, ale finalnie po tej autoafirmacji, udało mu się. To był też smutny dzień. Zmarł mój stryjek, chorował na raka. Dziś planowo miałem go odwiedzić, niestety wyszło inaczej. Będąc w ośrodku liczyłem się z tym że go już nie zobaczę. Wychodząc w sobotę z ośrodka miałem nadzieję że to się jeszcze ziści. Kiedy dostałem tą informację, pękłem. Zamknąłem się w garderobie i chwilę popłakałem, tak żeby nikt nie widział. Wstydziłem się tego przed synem... Dzień kończę z obawą czy to co robię jest zdrowieniem, czy podejmuje odpowiednie decyzje które oddalą mnie skutecznie od nawrotu. Tak mam. Do tego dochodzą demony przeszłości które są silne, ale o tym poświęcony będzie kolejny wpis. Dziękuję. ŁI